Samochodowy uchwyt do telefonu – dziennik twórcy. Krok 1: konkurencja
Własny uchwyt samochodowy do telefonu zacząłem tworzyć od obserwacji własnych potrzeb. To było przełomowe doświadczenie, które ogromnie dużo zmieniło w moim życiu. Uważam, że najlepsze biznesy zaczynają się właśnie od obserwacji własnych potrzeb.
Ale nie można niczego robić na siłę. Oszczędzę Ci mądrych porad typu “rozejrzyj się wokół siebie” albo “czego potrzebuje Twoja sąsiadka”. To bzdury, które dobre są do amerykańskich podręczników o osiąganiu sukcesu w trzy dni. Po prostu poczekaj na pomysł. I notuj. Możesz notować w telefonie, możesz nosić ze sobą notes. Ważne, żebyś nie zaprzątał sobie głowy za długo jednym pomysłem, tylko zapisał – i szedł dalej.
Jak już tych pomysłów będzie dużo, to z czasem podpowiem Ci, jakie są sposoby na ich odsianie i weryfikację. A na razie, żeby umilić Ci czekanie i podpowiedzieć przykład z życia, opowiem, jak rodził się mój pomysł na uchwyty do telefonu.
Biznes zaczyna się od potrzeby klienta
Każdy biznes odpowiada na jakąś potrzebę klienta – uświadomioną, bądź nie. Potrzeba jest na początku takiego łańcucha, który razem daje pomysł na biznes, albo inaczej – model biznesowy:
Opowiem o nim więcej innym razem. Póki co – opis potrzeby, na którą ja starałem się odpowiedzieć.
Znasz taką sytuację?
Jedziesz samochodem, dzwoni telefon. Żeby tak chociaż zobaczyć, kto dzwoni. Może to coś ważnego. Szukasz ręką po omacku na sąsiednim siedzeniu, przecież powinien gdzieś tam być. Aaaa, tu jest. Szkoda, że właśnie wpadł między fotele. To co, zatrzymać się i poszukać, czy poczekać te 40 minut aż dojadę do domu?
Wtedy zawsze okazuje się, że w telefonie zostało 5% baterii… 🙂 Znasz to? Ja tak.
Co wtedy? Wtedy przyda się dobry zestaw, który będzie się składał z głośnika, mikrofonu i czegoś, co ten telefon przytrzyma gdzieś w widocznym miejscu i jeszcze do tego nie dopuści, żeby się rozładował. Jeżeli masz szczęście i nowy samochód, masz już pewnie zestaw głośnomówiący. Jeżeli nie, możesz za poniżej 100 złotych kupić taki zestaw przyczepiany do osłony pod sufitem. Ja używam takiej słuchawki:
Jednak pozostaje problem rozładowanego telefonu. Czy jesteś właścicielem iPhone’a, czy którejś ze słuchawek z Androidem, pewnie masz ten sam problem co ja. Choćbyś nie wiem jak się starał, po południu zostaje w nim marne 20-30% baterii. A czasem 5%.
I wtedy właśnie dzwoni szef… Do tego telefon jest czasem w kieszeni, czasem w torebce, na fotelu kierowcy albo na innym z piętnastu miejsc.. Gdzie to było?
Samochodowy uchwyt do telefonu – analiza konkurencji
Pomysł na fajny uchwyt do telefonu nie urodził się od razu. Na początku podejmowałem próby z tym co było w sklepach. A było naprawdę sporo. Jednak dostępne produkty miały oczywiste wady:
- wygląd, wygląd, wygląd – dominuje czarny plastik, często nie najlepszej jakości,
- najczęściej brak funkcji ładowania,
- włożenie telefonu do uchwytu wymaga użycia dwóch rąk.
Uchwyt samochodowy do telefonu Kenu Airframe
Próbowałem znaleźć coś, co nie miało chociaż jednej z tych wad. Okazało się, że było kilka takich produktów. Niekwestionowanym liderem rynku jest Kenu ze swoim modelem Airframe:
Do tego modelu mam szczególny stosunek, ponieważ jego twórca Ken Minn pierwszy raz pokazał, że uchwyt do telefonu może być czymś więcej, niż tylko tandetnym kawałkiem plastiku. Uchwyt ten miał łączyć:
- minimalistyczny wygląd,
- możliwość łatwego wyjęcia i włożenia uchwytu,
- używanie telefonu w pionie i w poziomie,
- montowanie do praktycznie dowolnych kratek nawiewu,
- w połączeniu z kartą kredytową – możliwość używania jako stojak do telefonu.
Kiedyś na YouTube dostępne były filmiki, gdzie Kenn pokazywał z pasją i z humorem, jak wiele różnych prototypów zbudował i ile z nich nie nadawało się do niczego. W końcu się udało. Obecnie Airframe stanowi wzorzec metra, jeśli chodzi o funkcjonalny i minimalistyczny design. Dla porządku powiem, że chociaż Kenn zaimponował mi zdolnością do tworzenia udanego wzornictwa, to nigdy nie lubiłem używać jego produktu.
- Pomimo tego, co obiecuje, nie da się włożyć telefonu jedną ręką. Konieczność rozgięcia dość mocnej sprężyny powoduje, ze prędzej połamie się kratki nawiewu, niż włoży telefon bez pomocy drugiej ręki.
- Telefon w samochodzie bez funkcji ładowania nie ma większego sensu, bo bateria umiera po godzinie używania nawigacji.
Dlatego, chociaż mam kilka egzemplarzy tego uchwytu, to nie widzę dla nich zastosowania.
Uchwyt samochodowy do telefonu Ultima-S
W innym kierunku poszedł Australijczyk, niejaki Nik Conomos ze swoim uchwytem Ulima-S. Zamiast na minimalizm, postawił na aluminium i elegancki wygląd.
Nik wprowadził swój produkt na rynek za pośrednictwem kampanii crowdfundingowych na Kickstarterze. Pierwsza z nich okazała się porażką i została w ostatniej chwili anulowana. W drugiej udało się już zebrać sporą kwotę, co pozwoliło na realizację pomysłu. Jakość końcowego produktu nie była jednak adekwatna do ceny – 65 USD.
Lektura komentarzy pod kampanią Nika była dla mnie lekcją otrzeźwiającą, jeśli chodzi o trudność stworzenia realnego produktu. Narzekania na jakość poszczególnych elementów uchwytu uświadomiły, że projekt można położyć również na etapie produkcji. Druga kampania poszła nieco lepiej, zaś obie łącznie przyniosły około 100 tysięcy dolarów. Firma istnieje do dzisiaj, więc jej produkty się przynajmniej w jakimś stopniu przyjęły. W Europie praktycznie nie jest spotykany, dostępny jedynie wysyłkowo.
Ultima była dla mnie inspiracją w tym sensie, że pokazała, że istnieje droga stworzenia uchwytów z materiałów premium. To był chyba pierwszy uchwyt, który nie straszył plastikiem. Z drugiej strony, brak funkcji ładowania i montaż na przedniej szybie był dla mnie dyskwalifikujący. Również zasłanianie części widoku przez przednią szybę jest, w mojej opinii, niedopuszczalne ze względów bezpieczeństwa.
W zalewie różnych uchwytów rzuciły mi się w oczy przynajmniej jeszcze trzy produkty. Postaram się je krótko zrecenzować, już bez nadmiernego wchodzenia w szczegóły.
Elemount
Zalety:
- materiał – szczotkowane aluminium
- wygląd
Wady:
- brak funkcji ładowania
- gumowe “przyssawki” są wrażliwe na brud, a po jakimś czasie przestają działać i wymagają wymiany
Bobine Auto
Zalety:
- materiał – stal
- funkcja ładowania
- minimalizm
Wady:
- pałąk jest giętki, przez co telefon nie trzyma się stabilnie
- instalacja jest niemożliwa w samochodach, w których gniazdo zapalniczki jest cofnięte między fotele
Brodit
Zalety:
- funkcja ładowania
- solidność
Wady:
- konieczność osobnego dokupienia podstawy – innej dla każdego samochodu
- wygląd – czarny plastik
- montaż wymaga sporo zmysłu technicznego
Po wielu godzinach spędzonych na poszukiwaniach w internecie było dla mnie jasne, że nie ma na rynku tego, czego szukam. Jednocześnie inni producenci pokazywali, że da się zrobić akcesorium do telefonu, które przyciąga wzrok. Produktem, od którego nie mogłem się oderwać, było etui amerykańskiej firmy Element Case o romantycznej nazwie Ronin – niestety już dzisiaj niedostępne.
Obecnie jego tradycje kontynuują kolejne modele z podobnej półki cenowej, na przykład Katana za skromne 349 dolarów ?.
Rozwiązanie, czyli pierwsze próby stworzenia produktu
Szukałem dalej, próbując połączyć funkcję ładowania telefonu, wyjątkowego wyglądu, materiałów i w miarę solidnego mocowania.
W jakimś momencie używałem uchwytu sklejonego na kropelkę z elementów trzech innych uchwytów. Miał dwie zalety – ładował i trzymał się w miarę solidnie. Nadal nie było to idealne, a już na pewno nie wyglądało za dobrze. Wtedy zacząłem myśleć, że może potrafiłbym zaprojektować coś lepszego, coś co będzie lepiej wyglądało, a do tego jeszcze może ktoś chciałby za to zapłacić. A to już brzmiało jak pomysł na własną firmę ?.
Byłem wtedy na takim etapie życia, że szukałem pomysłu, co dalej. Sama praca na etacie uczelnianym mnie nie zadowalała ani finansowo, ani ambicjonalnie. Widać było, że firma zajmująca się projektami unijnymi, w której byłem wspólnikiem, wyczerpała już swoją koncepcję biznesową. Ogólnopolską firmą badań opinii również nie udało nam się zostać. W tej sytuacji pomyślałem – czemu nie spróbować.
O blaskach i cieniach prototypowania, kolejnych wersjach i o tym, jak badałem rynek, opowiem w kolejnych odcinkach.